Patrzyłam na niego z otwartą buzią, Michał tak samo. Dagmara z mamą prawie się popłakały ze szczęścia, ale ja się otrząsnęłam.
- Ja... Nie. - Odpowiedziałam i pokręciłam przecząco głową.
- Co? - Zaśmiał się nerwowo.
- Nie. - Powiedziałam już bardziej stanowczo.
- Ania. - Zaczęła mama.
- Ania kochanie. - Powiedział poważniejszym tonem. - Wyjdź za mnie.
- Nie wyjdę za ciebie. - Powtórzyłam.
Całej mojej rodzinie oprócz mojego brata zrzędła mina kompletnie. Bo przecież jak mogłam odrzucić zaręczyny od takiego kogoś.
- Ale... jak to nie? Przecież tak dobrze nam się układa. - Powiedział.
- Dobrze? - Prychnął Michał. - Jak ją poniżasz czy bijesz? A może zmuszasz do seksu?
Amerykaninowi automatycznie zrzędła mina. Spojrzał na mnie.
- Szach mat kochanie. - Szepnęłam.
- To są jakieś oszczerstwa. - Prychnął. - Proszę w to nie wierzyć.
- Naprawdę? - Odezwał się mój brat i wstał.
- Michał uspokój się. - Powiedziała mama.
Wstałam i podeszłam do Michała. Mój brat pokazał dowody zbrodni. Odsłonił mój bark i przedramiona.
- To tylko namiastka tego co ten skurwiel jej zrobił. - Warknął. - Mam pokazać więcej? - Spytał i zaczął podchodzić do Andersona. - Może chcesz uderzyć kogoś równego sobie, co? - Spytał. - A nie wyładowujesz swoje niezrównoważenie psychiczne na mojej siostrze? Co? Już nie jesteś taki chętny?
- Kto ci te bajeczki powiedział co? - Spytał.
- Masz czelność jeszcze kłamać mi w żywe oczy i to w naszym domu?! - Nie wytrzymał i uderzył go z pięści w twarz. - Ty pieprzony gnoju! Cię kurwa nauczę szacunku do kobiet! - Krzyczał i zaczął go bić.
Nie czekałam tylko szybko zaczęłam ich rozdzielać. Było cholernie trudno. Dagmara mi szybko pomogła i tata tak samo.
- Anka wychodzimy stąd!
- Ty wychodzisz ja zostaję. - Powiedziałam.
- Powiedziałem wychodzimy! - Krzyknął.
- Nie będziesz na mnie podnosił głosu w moim domu. - Oznajmiłam. - to koniec. - Dodałam.
- Ja ci kurwa powiem, kiedy będzie koniec, na razie wracamy do domu, a tam sobie porozmawiamy. - chwycił mnie mocno za ramię i popchnął w stronę korytarza.
- Łapy precz od mojej córki! - Odepchnął ode mnie Matta mój tata.
Zaraz przybiegł mój brat i obaj pomogli mu wyjść. Szybko wyszłam na ganek, tak samo mama i Dagmara. Obaj prali go na kwaśne jabłko.
- Żebym cię kurwa więcej nie widział!
- Zobaczymy się w sądzie ty gnoju! - Dodał mój ojciec.
- To jeszcze nie koniec! Zobaczycie wszyscy! Jeszcze do mnie wrócisz, rozumiesz?! - Krzyczał do mnie.
Szczerze się go bałam. Oczy zaszły mi łzami. Na to jeszcze mój kochany starszy brat uderzył go ponownie. Potem tylko Anderson odjechał z piskiem opon. Obaj Winiarscy otarli twarze i ręce i podeszli do mnie. Patrzyłam na nich. Gdy tata mnie przytulił poczułam się jak dziecko. Weszliśmy wszyscy do środka. Wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe przesłuchanie ze strony rodziców i Dagmary. Tłumaczyłam im to wszystko powoli. Nie obyło się bez moich łez, mamy, Dagmary, Michała, taty.
- Trzeba coś z tym zrobić. nie może mu to ujść na sucho. - Odezwała się moja szwagierka.
- Zgadzam się. Michał, pojedź z Anią do szpitala na badania. Potem zgłosi się to na policję.
- Tato... On będzie miał za sobą stado adwokatów... - Powiedziałam.
- Zapłaci za to co ci zrobił. nie pozwolę, żeby tobie coś się stało. Zrobię wszystko, żeby ten gnój zgnił w pierdlu. - Powiedział.
- Ojciec ma rację. Jurek jak my mogliśmy być tak zaślepieni!?
- może dlatego, że to światowej sławy siatkarz. - Mruknęłam. - W domu zostały wszystkie moje rzeczy...
- Nie bój się o to kochanie, z Michałem po nie pojedziemy. Ale to kiedy indziej, Grażynko polej nam wszystkim, bo na trzeźwo tego chyba nie udźwignę.
- Wino? - Spytała mama.
- A mamy wódkę? - Spytałam.
Wszyscy na mnie spojrzeli i zaczęli się śmiać. Zawtórowałam im cicho. Po chwili przyniosłam kieliszki i lód oraz szklanki, a mama przyniosła gwóźdź tego programu, czyli dwie litrowe Finlandie. Wtedy się zaczęło picie. Dla każdego członka naszej rodziny ten dzień to była masa wrażeń. Póki Dagmara jeszcze była trzeźwa położyła Oliwiera spać, z Antosiem zrobiła to samo. A potem zaczęło się zapijanie wrażeń i emocji.
W końcu wyszłam na taras i zapaliłam sobie, mimo że wiedziałam, że nikt w rodzinie nie lubił jak palę. Oparłam się o filar i tak stałam sobie i paliłam powoli. Z jednej strony w końcu mogłam odetchnąć z ulgą, że najgorsze już jest za mną, a z drugiej strony obawiałam się, co jeszcze Matthew może zrobić, tym bardziej, że nie musi się już z niczym kryć. Po spaleniu mentolowego papierosa wróciłam do swojej rodziny i dołączyłam do picia. Skończyło się tym, że wszyscy nocowaliśmy u rodziców.
Następnego dnia, gdy wszyscy wytrzeźwieli i doszli do siebie po niedzielnym obiadku, każdemu zostało przydzielone jakieś zadanie. Tego dnia własnie pojechałam do szpitala na badania, które stwierdzały wszelkie uszczerbki na zdrowiu. Tam spędziłam dobre 5 godzin, bo jeszcze kolejki nie kolejki, wywiady z lekarzami. Po wyniki miałam się zgłosić następnego dnia.
- No dobra siostra, wracamy do domu.
- Nie musisz tak ze mną jeździć. Zawalasz treningi. - Powiedziałam.
- Nic nie jest dla mnie ważniejsze od rodziny, więc nawet nie gadaj głupot.
- Srećko wie, co się wczoraj odwaliło?
- Tak powiedziałem mu przez telefon. Wiemy jedno. Że Anderson w Skrze nie będzie miał życia i albo sam odejdzie, albo my mu w tym pomożemy.
- Misiek. - Jęknęłam.
- Słuchaj Ania ja wiem, że ci jest ciężko, bo jednak byłaś z nim dość długo. Ale nie możesz wiecznie szukać usprawiedliwień dla jego zachowań i bestialskiego traktowania.
- Po prostu boję się, że znienacka może coś zrobić, a on jest do tego zdolny.
- Z wynikami jutro pojedziemy na policję i już się gnój z tego nie wywinie. - Oznajmił mój brat. - Klub jak się o tym dowie to tez nie pozostawi na nim suchej nitki i do końca sezonu będzie grzał kwadrat.
- Po prostu się boję, co będzie dalej. - Spojrzałam na niego.
- Tobie już włos z głowy nie spadnie, to mogę ci zagwarantować.
Potaknęłam delikatnie. Pojechaliśmy do domu rodziców, gdzie tymczasowo mieszkałam. Zjadłam sobie płatki z jogurtem i poszłam do swojego pokoju.
- Puk puk! - Usłyszałam kogoś.
- Ooo hej Srećko. A ty nie na treningu?
- Właśnie po Ciebie wpadłem, Andersona nie ma, więc z Miśkiem chcielibyśmy cię zabrać na trening. - Uśmiechnął się.
- Właśnie... - Podniosłam się.
- Ja wiem nie powinienem mu tego mówić, ale wiedziałem, że ty tak szybko się do tego nie zbierzesz, więc postanowiłem ci trochę pomóc. - Oznajmił szybko.
- Chciałam ci tylko podziękować za pomoc. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Gdyby nie twoja interwencja prawdopodobnie bym siedziała w domu, przymuszona do przyjęcia zaręczyn i załamana psychicznie.
- W końcu rodzina co? - Spytał z uśmiechem.
- A jak. - Odpowiedziałam.
Ubrałam trampki i w trójkę pojechaliśmy na halę. Darowałam już sobie makijaż i inne cuda wianki. Nie miałam siły i ochoty dłużej tego ukrywać. Tym bardziej, że moi najbliżsi już wiedzieli o wszystkim. Na miejscu zaczęło się całe wyjaśnianie, dlaczego go nie ma i w ogóle. Wszyscy jak jeden mąż byli zszokowani i przerażeni okrutną, lecz niestety prawdziwą naturą siatkarza zza oceanu. Rozmawialiśmy sobie w gronie liczącym zawodników i trenerów, ale newsy o incydencie doszły do samej góry, czyli prezesa Piechockiego. Szybko się znalazł przy nas.
- To co mówicie to prawda? - Spytał, gdy się zjawił.
- A widzi pan moją siostrę, panie prezesie? - Spytał Michał.
- O Matko Boska Ania...
- No właśnie. - skwitował jego reakcje Winiarski.
- Nie wiem jak pan, ale moim zdaniem dla dobra nie tylko Ani, ale i całego klubu kontrakt powinien zostać unieważniony. - Odezwał się Szampon.
- Mariusz ma rację, takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. - Dodał Facu.
- Ja to rozumiem, ale gdzie my znajdziemy drugiego takiego atakującego? - Spytał.
- Nie chcę nic sugerować tato, ale tutaj nie chodzi tylko o nazwisko, ale o renomę klubu. I przede wszystkim bezpieczeństwo. - Odezwał się Kacper. - Skoro nie bał się podnosić ręki na swoją własną dziewczynę...
- Ja wiem, ale Anderson zażąda na pewno odszkodowania za niewypełnienie kontraktu.
- Jeśli udowodni mu się to, co mi zrobił, sam odejdzie z podkulonym ogonem. - Spojrzałam na niego.
- Albo my mu w tym pomożemy. - Dodał Lisinac.