poniedziałek, 5 grudnia 2016

Rozdział 7

      Czułam się źle. Nie powinnam tęsknić, wyobrażać sobie co by było gdyby, ale jakaś cząstka mnie, z którą nieustannie walczyłam, sprawiała, że w jakimś stopniu za Mattem tęskniłam. Michał i moi rodzice codziennie wybijali mi go z głowy, próbowali zająć czymś moje myśli, próbowali oczyścić mi głowę z tego toksycznego związku i z czasem zaczęło to pomagać. Tym bardziej, że stali za mną murem siatkarze ze Skry, którzy byli dla mnie jak rodzina.
 
- Aniu, kochanie. Zbieraj się, musimy pojechać na policję złożyć zeznania. - Weszła do mojego pokoju mama.

Gdy zobaczyła mnie po raz kolejny zapłakaną, zasmuciła się ponownie. Usiadła przy mnie i mocno mnie przytuliła i zaczęła mówić szeptem.

- Wiem, że to boli. Wiem, że Matt to była osoba, którą kochałaś i pewnie nadal kochasz, ale nie możesz sobie pozwolić na to, żeby to mu uszło na sucho. Musisz z tym walczyć, inaczej Bóg wie, co może się wydarzyć. Minie trochę czasu zanim wszystko wróci do normy, ale od czegoś trzeba zacząć. A to jest ten właściwy krok. I najwyższy czas.
- Co jeśli to nie jest koniec? A nie jest? Mamo, on jest zdolny do wszystkiego. - Spojrzałam na nią.
- Damy radę, kochanie. Nasza rodzina sporo już przeszła i przejdzie przez wszystko inne. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
- Ja nie wiem, co ja bym bez Was zrobiła. - Szepnęłam.

     Po tej krótkiej rozmowie zeszłam na dół. Tam już Michał z tatą na mnie czekali. Dla nich też to był ciężki okres. W końcu ubrałam płaszcz i kozaki, po czym pojechaliśmy na posterunek. Gdy byliśmy coraz bliżej budynku, zaczynałam się coraz bardziej niepokoić. Kiedy udało nam się zaparkować pod posterunkiem i wysiedliśmy wszyscy z samochodu, tam czekał na nas ku mojemu zdziwieniu Srećko.

- Pomyślałem, że może nam pomóc. I to bardzo. - Uprzedził moje pytanie Michał.
- Dobrze. - Odpowiedziałam.

     Po drodze środkowy bloku mnie objął przyjaźnie i poszliśmy w stronę drzwi głównych. Tam po wyjaśnieniu pokrótce, w jakim celu się zjawiliśmy, poproszono pierw mnie do gabinetu pani podkomisarz Nowak.
     Wtedy zaczęło się całe maglowanie. Na szczęście kobieta okazała się być ogromnym wsparciem. Na spokojnie pytała o szczegóły, o których z resztą próbowałam opowiadać z zimną krwią, ale był taki moment, że po prostu się rozpłakałam.

- Od kiedy to trwało? - Spytała po chwili.
- Od prawie roku. Na początku były to jednorazowe i rzadkie występki, ale z dnia na dzień robiło się coraz gorzej.
- Komuś się zwierzałaś przed przeprowadzką do Bełchatowa?
- Nie. Kryłam to. Dopiero po przeprowadzce. Po tym jak doszło do kolejnej awantury i rękoczynów, rozbiłam mu wazon na głowie, wykorzystałam jego dezorientację i uciekłam z domu.
- Rozbiłaś mu wazon na głowie?
- W samoobronie. Jak mam się bronić przed dwumetrowym facetem rękoczynami, gdy jestem trzy razy od niego słabsza?
- Rozumiem. Uciekła pani z domu i co wtedy?
- Spotkałam przyjaciela z klubu. Ze Skry.
- Jak się nazywa?
- Srećko Lisinac. Wtedy on mnie złapał na ulicy i już nie dało się tego wszystkiego kryć. Dowiedział się o wszystkim. Poprosiłam go o dyskrecję.
- Dlaczego?
- Bo gdyby Matt się dowiedział, że komuś powiedziałam o tym, nie dość, że miałaby jeszcze większe piekło, chociaż nie wiem czy większego się nie dało, to jeszcze pewnie próbowałby...
- Uciszyć pani przyjaciela?
- Dokładnie. - Potaknęłam.

Kobieta zanotowała wszystko w raporcie i innych dokumentach o wszczęciu śledztwa. 

- Aniu powiem Ci tak. Będzie trudno. 
- Wiem. 
- Co nie zmienia faktu, że zrobimy wszystko, żeby Anderson za to odpowiedział. Wszystko. - zapewniła mnie. - Nie pozwolimy, żeby mu to uszło na sucho.
- Mam nadzieję. - Wyszeptałam.
- Powiedz mi jeszcze o tym, jak dowiedziała się Twoja rodzina.
- Podczas rodzinnego obiadu. Najpierw mój brat - Michał wziął mnie na stronę, bo chciał porozmawiać. Wyszliśmy na zewnątrz. Od razu zapytał się, czy Matt używa wobec mnie przemocy. - Zaczęłam mówić ze łzami w oczach. - Już nie miałam siły udawać i z płaczem powiedziałam mu wszystko. Całą prawdę.
- A jak twój brat się dowiedział?
- Od Lisinaca. Powiedział mu, bo wiedział, że ja byłam zbyt przerażona, żeby to zrobić. Dobrze zrobił.
- Jak zareagował Twój brat?
- Chciał mu... Kolokwialnie powiem... Ryj obić Ale go powstrzymałam. Udało mi się go uspokoić i wtedy wróciliśmy do domu jak gdyby nigdy nic. Ale wtedy Matt zrobił coś, co przeszło ludzkie pojęcie.
- Czyli co?
- Od tak się oświadczył.
- Oświadczył? - Spytała zszokowana.
- Tak. Oczywiście się nie zgodziłam, a on nie mógł tego przyjąć do wiadomości. Wtedy zaczął się cały cyrk. Dowiedzieli się rodzice, dowiedziała się żona mojego brata. - Dodałam.
- Robiłaś jakieś badania w szpitalu? Coś co by mogło potwierdzić uszczerbek na zdrowiu?
- Pani Nowak, mam tego całą teczkę. - Powiedziałam i podałam ją.
- No dobrze. Wystarczy. - Stwierdziła nieco wstrząśnięta tym wszystkim. - Czy twój przyjaciel Srećko Lisinac i brat są w stanie zeznawać? Masz do nich jakiś numer?
- Tak, ale pani komisarz.
- Tak?
- Oni przyjechali ze mną. Są tutaj.
- A możesz ich poprosić? Chciałabym ich przesłuchać.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam i wstałam z krzesła. - Dziękuję Pani.
- Podziękujesz mi jak ten cały Anderson zapłaci za wszystko. Na razie nie ma jeszcze za co. Tu trzymaj moją wizytówkę, gdyby cokolwiek się działo, masz do mnie zadzwonić.
- Dziękuję. - Odpowiedziałam i opuściłam gabinet. - Pani komisarz chce z wami porozmawiać. - Zwróciłam się do swojego brata i do Lisinaca.
- No pewnie. - Odpowiedzieli obaj i zaraz poszli do jej gabinetu.

Usiadłam obok taty wycieńczona i zmordowana, jak po najgorszym wysiłku fizycznym. Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Poczułam jak bez żadnego słowa przytula mnie do siebie.

- Wygramy tę wojnę córcia. Nie damy się. Z Winiarskimi się nie zadziera. A ten ćwok nie wie, z kim ma do czynienia.

      Nie skomentowałam tego, bo wiedziałam, że oni tego tak nie zostawią. Musiałam wierzyć, że wszystko skończy się dla mnie, dla naszej rodziny jak najlepiej. 
Przesiedzieliśmy na korytarzu chyba z półtorej godziny. Ten czas się dłużył i to niemiłosiernie. Przy końcu zaczęłam chodzić w te i z powrotem. W końcu obaj wyszli z panią komisarz z jej gabinetu. 

- Na dzisiaj to wszystko, dziękuję. W ciągu tygodnia powinno przyjść pismo dotyczące wszczęcia postępowania. Będziemy się z panią kontaktować. Oczywiście z Panem, Panie Michale i Panie Lisinac również. Muszę mieć tylko pewność, że będziecie zeznawać w sądzie.
- Oczywiście. - Powiedział od razu mój starszy brat.
- Nie widzę innej opcji. - Dodał Serb.
- W takim razie od razu pójdę napisać pismo do prokuratury. - Uśmiechnęła się kobieta. - Wszystko będzie dobrze Anno. To nie będzie łatwy proces.
- Uwierzy mi Pani, już mnie nic nie zdziwi. - Powiedziałam szczerze.
- Nie wątpię, ale proszę uzbroić się w cierpliwość i być może pojechać gdzieś z bliskimi oczyścić umysł. To może być za dużo, na pani głowę.
- Rozważę to. Dziękuję. Do widzenia.

     Po chwili wszyscy byliśmy już przed budynkiem. Zaskoczeniem moim był fakt, że robiło się już ciemno.

- Jeszcze raz dziękuję, że przyjechałeś zeznawać. - Skierowałam słowa do Lisinaca.
- Anka, w życiu bym nie pozwolił, żeby mu się to upiekło. Nie po tym w jakim stanie Cię już widziałem. Nie ma w ogóle o czym mówić.
- Jest. Serio.
- Czyli się nie złościsz za to, że powiedziałem Michałowi?
- Dzięki tobie się od niego uwolniłam. Nie mam za co się złościć. - Uśmiechnęłam się delikatnie. 
- Dobra, ja uciekam, bo jeszcze jakieś zakupy do domu muszę zrobić. Do zobaczenia na treningu? 
- Ze mną na pewno, nie wiem, jak z małą. - Powiedział Misiek. 
- Najpierw mi dajcie cynk, czy nie będzie Matta. Wtedy się zobaczy. 
- Prędzej czy później się z nim spotkasz,
- Owszem. W sądzie. - Odpowiedziałam swojemu ojcu i na niego spojrzałam. 

     Po pożegnaniu się z Serbem pojechaliśmy we trójkę do domu. Była tak grobowa cisza jak nigdy. Wzięłam swój telefon do ręki. Dzięki Bogu zero odzewu od kogokolwiek. 
     Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu, mama zasypała nas milionami pytań.

- I jak było? Zabiorą się za to? Co Was tak długo maglowali? O Co pytali? 
- O wszystko. - Westchnęłam. - Dosłownie o wszystko. Najpierw przesłuchiwali mnie, potem Michała i Srećko. 
- A ojca? 
- Tata czekał na nas na korytarzu. - Walnęłam torbę na półce w komandorze i poszłam się napić.
- Nie wydaje się, jakby to miało cokolwiek poprawić.
- Mamo daj spokój. - Powiedział Michał. - Naprawdę. Nikomu nie chce się wałkować tego samego kolejny raz. Zrozum, proszę. 
- No dobrze, dobrze. Ale zrobią coś z tym fantem?
- Oczywiście, że tak. Pani komisarz od razu wystosowała pismo do prokuratury o wszczęcie śledztwa i się zajmą tym gnojem. 
- Tylko jest pewien problem. Jest Amerykaninem. dodała mama.
- Żaden z tego problem. Obywatel USA podlega prawom kraju, w którym przebywa. Gorzej będzie,  jeśli będzie się odwoływał od wyroku i włączy się do tego federacja i ambasada. Bo opcji w tym wypadku ma wiele. - Odezwał się mój tata. 
- Deportacja, grzywna, areszt lub więzienie. - dodał mój brat. 
- Tak czy inaczej pani komisarz nie spocznie dopóki Matt nie znajdzie się za kratkami. - Oznajmiłam.
- To chyba dobrze.
- Mamo, to jest początek piekła. - Stwierdziłam.