poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 2

       Przepłakałam w łazience całe popołudnie i wieczór. Nie chciałam, żeby się do mnie zbliżał, bałam się go. Mimo jego błagań i próśb nie wyszłam z pomieszczenia, bo zwyczajnie byłam przerażona. W końcu jednak musiałam stamtąd wyjść. A stało się to następnego dnia, kiedy obudziłam się skulona na kafelkach. Podniosłam się cała połamana i spojrzałam w lustro. Szczerze, gdyby mogło mówić zaczęłoby krzyczeć. Potargane włosy, zapuchnięta twarz, oczy mniejsze jak u świni. Wyglądałam okropnie. 
       Po cichu otworzyłam drzwi i poszłam do garderoby na szybko po jakieś świeże ubrania i bieliznę. Zachowywałam się najciszej jak potrafiłam, bo nawet nie wiedziałam, która jest godzina i nie wiedziałam, czy Matt jest w domu. A nie chciałam go widzieć na oczy. Szybko czmychnęłam niezauważona do pomieszczenia, wzięłam na szybko rzeczy, które były mi potrzebne i pognałam z powrotem do mojego schronu. Wzięłam gorący prysznic, a potem usiadłam na opuszczonej klapie ubikacji i zaczęłam się zastanawiać, co dalej. W domu panowała grobowa cisza, więc mogłam wywnioskować, że jestem w nim sama. Dlatego postanowiłam spróbować. Opuściłam łazienkę. 
       Skradałam się we własnym domu niczym złodziej, który chciał coś zakosić i uciec.  Kiedy weszłam do salonu, okazało się, że nie jestem jednak sama. Na skórzanej sofie spał Anderson. Gdy go zobaczyłam, myślałam, że zabiję się w wejściu, tak szybko chciałam uciekać z powrotem. Ale spał. Wyglądał tak niewinnie i delikatnie. Gdy na niego patrzyłam, nie mogłam się na niego złościć. Po prostu go kochałam. Bezgranicznie i bezwarunkowo. Wzięłam z szafy koc i go przykryłam. Pokierowałam się do kuchni, gdzie postanowiłam zrobić sobie jajecznicę, bo jednak mój organizm zaczął się domagać jakiegoś posiłku. Przy krojeniu cebuli zaszkliły mi się oczy. Przynajmniej miałam na co zwalić. Rozpłakałam się bez głosu. Jedyne, co mnie zdradzało, to podciąganie nosem. 
         Przez to, że tłuszcz się już rozgrzał, a wrzucone warzywo zaczęło sobie skwierczeć nawet nie usłyszałam tego, jak Matthew obudził się i wstał. 

- Ania... - Usłyszałam jego trochę przychrypnięty głos. 
- Czego? - Rzuciłam oschle. 
- Przepraszam. Naprawdę Cię przepraszam. Powinienem był nad sobą zapanować.
- Ale tego nie zrobiłeś. - Odpowiedziałam, starając się brzmieć normalnie. 
- No już nie płacz. - Poczułam jak kładzie dłonie na moich ramionach.

      Niemalże z prędkością światła się od niego odsunęłam. Patrzyłam na niego z bólem w oczach. Teraz jego dotyk nie kojarzył mi się z niczym miłym, tylko z bólem i cierpieniem. Sam mój oprawca jednak wyglądał, jakby tego żałował. 

- Proszę Cię. - Jęknął. - Słońce, błagam. Wybacz mi. 
- Ile razy mam ci wybaczać ten sam lub podobny incydent? - Spytałam. - No ile? To są pieprzone obietnice, FAŁSZYWE przede wszystkim, bo tylko mówisz, a nic z tym nie robisz. - Stwierdziłam na poczekaniu. 
- Kochanie, ja się naprawdę staram. 
- Wczoraj chyba oboje się przekonaliśmy jak bardzo się starasz.
- Anka no co ty. - Spojrzał na mnie badawczo. - Ty chyba nie chcesz....
- Nie wiem... - Jęknęłam i wróciłam do robienia posiłku. - Jeśli tak to ma wyglądać, to ja dziękuję bardzo. 
- Ale ja cię kocham! Chcesz skończyć 3-letni związek od tak? - Spytał
- Powiedziałam, że nie wiem, potrzebuję czasu. - Odgarnęłam włosy z czoła. - Chce od tego odpocząć, zdaje mi się, że oboje mamy już siebie trochę po dziurki w nosie. 
- Ja nie mam. Ania, mamy się przenieść do Bełchatowa. 
- I fajnie, bo jak wrócimy tam, to ja się zastanowię, czy chcę dalej z tobą mieszkać. 
- Grozisz mi wyprowadzką? 
- Nie grożę. Matt jesteś takim hipokrytą, że to aż boli. - Westchnęłam i spojrzałam na niego. - chce tyko przerwy. O tak wiele proszę? 
- Nie. - Westchnął ciężko. - Ale to nie znaczy, że się rozstajemy? 
- Nie. - Odpowiedziałam i wzięłam głęboki oddech. 
- Chodź tu. - Wziął mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a potem przytulił mocno. 

          Wtuliłam się w swojego mimo wszystko ukochanego. Nie obyło się bez moich łez. Byłam zbyt miękka. Za łatwo okazywałam swoje emocje. Swoją słabość. On wiedział, że go kocham całym sercem. Wiedział też, jak to wykorzystać na jego korzyść. Ale on mnie też kochał. A w to wierzyłam na pewno. 

- Tak bardzo cię przepraszam za wczoraj. Nie chciałem, naprawdę to nie było w mojej intencji. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. 
- Ja też nie, ale nie chcę tej wersji ciebie widzieć na oczy. Nigdy więcej. - Odpowiedziałam i się od niego odsunęłam. 

Gdy to zrobiłam, siatkarz aż zbladł. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana do granic możliwości. 

- Co się dzieje? - Spytałam. 
- Ja pierdole ja naprawdę nie chciałem! - niemalże wrzasnął spanikowany. 
- To już słyszałam, o co chodzi!? 
- Nie boli cię? - Dotknął delikatnie okolice mojego prawego oka. Syknęłam dość głośno i sama dotknęłam to miejsce jakby bólu było mi mało. 

      Podeszłam szybko do lustra. Zbladłam, gdy zobaczyłam co się wyrabia na mojej twarzy. Przyjrzałam się temu dokładnie. Pojawiał się dosyć solidny granatowy siniak i to wcale nie mały. Był dosyć pokaźnych rozmiarów. 

- Nie, nie, nie, nie, nie! - Zaczęłam jęczeć. - Jak ja się w domu pokażę?! - Krzyknęłam. 
- Nie da się tego zakryć makijażem? - Spytał zmartwiony. 
- CZYŚ TY OSZALAŁ?! - Wrzasnęłam ze łzami w oczach. - Tego nie zakryje nawet 100 warstw podkładu i pudru! - Jak mogłeś?! 
- Ania... - Jęknał. - Ja naprawde nie chciałem... Błagam... 

         Pobiegłam do łazienki. Znowu. Przez dwie godziny zastanawiałam się, co z tym fantem zrobić, jak za parę dni mieliśmy lecieć do Bełchatowa, co szło za tym? Odwiedziny mojej rodziny. Z tym pięknym śladem pod okiem nie było nawet opcji, żebym się z nimi spotkała, a to limo na pewno w tydzień nie zejdzie. Zaczęłam kombinować na wszystkie możliwe sposoby, ale wszystko kończyło się fiaskiem. Ledwo to się pojawiało, a już nie szło tego zakryć. Byłam załamana.  Usłyszałam dobijanie się do drzwi.

- Kochanie...
- Zostaw mnie! 
- Nie ma mowy, nie odejdę dopóki nie otworzysz drzwi.
- No to sobie poczekasz.
- Ania do cholery, nie chciałem.
- Jak ja się w domu pokażę z limem pod okiem!? - Krzyknełam. 
- Próbowałaś to zakryć?
- Makijaż już teraz nic nie da, a co dopiero za parę dni, kiedy prawdziwa śliwa wyjdzie. - Jęknełam. 
- Słońce, prosze cię otwórz te drzwi, nie chcę rozmawiać przez zaporę. 
- a ja nie chcę w tym momencie rozmawiać z tobą. Jeden jeden.
- A mam je wyważyć? - Spytał.
- Nie zrobisz tego. Nie jesteś głupi, nie zaryzykowałbyś kontuzją barku. - Prychnęłam.
- A żebyś się nie zdziwiła. - Usłyszałam, a to co on zrobił wprawiło mnie w absolutne osłupienie.

        Zdążyłam jedynie odsunąć się od futryny, bo kilka sekund po, drzwi wyleciały z zawiasów, a wraz z nimi wpadł mój chłopak. Patrzyłam na niego z otwartą buzia. 

- Jak wytłumaczysz to fachowcowi, gdy będzie naprawiał drzwi?
- Powie się, że się zatrzasnęłaś czy coś.
- Będzie sprawdzał zamek. 
- Mniejsza o to, Ania. - Westchnął i podszedł do mnie.

       Odsuwałam się od niego jak mogłam, ale w końcu zatrzymałam się na pralce. Nie byłam pewna tego, co on może zrobić, wręcz się tego bałam. 

- Nie bój się... 
- Teraz mi to mówisz? Gdy jestem wystraszona do granic możliwości? - Spytałam. 
- Naprawdę przepraszam. - Szepnął, bo jakoś dziwnie mu się głos chwiał. 

       Poczułam jak składa na moim czole pocałunek i mnie obejmuje. Nie obyło się bez jego syknięcia. Wiedziałam, że to się skończy mniejszą lub większa kontuzją.

- I co było warto narażać bark? 
- Dla ciebie nawet amputowałbym sobie nogę.
- Szkoda, że nie język. - Mruknęłam. 

     Mimo wszystko usłyszałam jego śmiech. Śmiech, który tak bardzo kochałam. Tego dźwięku nie zamieniłabym na nic innego.

piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 1

     Dzień zaczęłam od typowej, porannej toalety. Nie miałam żadnych planów na ten dzień, więc ubrałam się w wygodny dres, a na ramiona zarzuciłam klubową bluzę swojego ukochanego. Zeszłam do kuchni. Już na schodach unosił się piękny zapach naleśników i syropu klonowego. Gdy zajrzałam do pomieszczenia, przy kuchence stał i rządził Matthew.

-Dzień dobry. - Powiedziałam. - Ale pięknie pachnie.
- To siadaj do stołu. - Usłyszałam.
- Coś się stało? - Spytałam z lekką niepewnością i podeszłam do siatkarza.

Gdy tylko dotknęłam delikatnie jego barku wzdrygnął się, jakby nie wiadomo kto go dotknął. Zobaczyłam, że na twarzy przy oku ma siniaka.

- Co się stało?
- Nic, uderzyłem się. - mruknął.
- Matt, gapo jedna. - Wyjęłam z lodówki zimny okład i przyłożyłam ostrożnie do jego twarzy.

Mimo moich szaleńczych 170 centymetrów wzrostu udało mi się do jego twarzy dosięgnąć. Syknął i odskoczył jak oparzony. Spojrzał na mnie jak dzikie, wystraszone zwierzę. Byłam zaskoczona i zszokowana jego zachowaniem. Odłożyłam okład do lodówki zrezygnowana.

- Ania przepraszam. - Jęknął, gdy objął mnie w pasie i złożył pocałunek na moich włosach.
- Słońce, co się dzieje?
- Wczoraj jakiś typ do mnie fikał, no i... Doszło do rękoczynów.
- Matt! - Krzyknęłam i się odsunęłam od niego.
- Tym razem miałem powód!
- Czy masz czy nie, nie znaczy, że masz lać każdego po mordzie, bo ci się nie spodoba, co mówi! Jezu jesteś głupi jak pęk słomy!
- No świetnie.
- Zajebiście. - Prychnęłam i wyszłam z kuchni.
- Anka! Śniadanie!
- Straciłam apetyt, dziękuję. - Odpowiedziałam już wkurzona na swojego mężczyznę do granic możliwości.

To nie był pierwszy raz, gdy wracał z poobijaną twarzą lub inną częścią ciała. To już był któryś przypadek z kolei. Szczerze nie podobało mi się to, jak Anderson nie umiał nad sobą zapanować. Czasami nawet zastanawiałam się, jak on wytrzymuje na meczach.
Usiadłam na łóżku w naszej sypialni i odgarnęłam włosy z czoła. Nie tak chciałam zacząć nowy dzień. Nie od kłótni. Wzięłam swój telefon. Chciałam napisać do swojego brata. Strasznie tęskniłam za Bełchatowem, Łodzią i ogólnie za domem.

- Ania. - Usłyszałam. - Musisz jeść.
- Matt co się z tobą dzieje? Jesteś agresywny, chłodny... - Powiedziałam zmartwiona.
- Mam gorszy okres w życiu. Chyba potrzebuję odpoczynku od tej całej presji związanej z siatkówką. - Usiadł obok mnie i podał mi talerz.
- Kochanie cokolwiek by się nie działo to możesz mi powiedzieć, przecież wiesz. - Ujęłam jego dłoń.
- Wiem, wiem. - Odpowiedział. - Mam też dla Ciebie wiadomość.
- Co jest? - Spytałam
- Podpisałem kontrakt z PGE Skrą Bełchatów.
- Nie mówisz serio. - Zabłyszczały mi się oczy.
- Mówię. - Zaśmiał się cicho. - Przeprowadzamy się do Polski.
- O mój Boże tak się cieszę! - pisnęłam głośno i rzuciłam się mu na szyję. - Kiedy się przeprowadzamy?
- W sumie na dniach. - Uśmiechnął się.

Patrzyłam na niego oniemiała. Tego się nie spodziewałam. Tak bardzo tęskniłam za domem, a ten podpisał kontrakt z klubem, w którym grał mój starszy brat. Niemal z marszu zaczęłam pakowanie. Anderson, gdy zobaczył mnie taką, zaczął się śmiać.

- Dobra, ja zmiatam na trening, ostatni. A ty się nie przemęczaj. - Uśmiechnął się.
- Okej. - Podeszłam do niego i stanęłam na palcach, a następnie pocałowałam z czułością.
- No dobra, mała. - Zaśmiał się mi w usta, wziął torbę i zniknął za drzwiami.

Od razu chwyciłam za swój telefon i wybrałam numer swojego brata.

- No hej młoda, co jest?
- Zgadnij, kto wraca do Polski. - Pisnęłam.
- No co ty dajesz! Kiedy?
- Na dniach! Matt podpisał kontrakt ze Skrą! Nie wiem na ile, ale na sezon co najmniej. - Zaśmiałam się.
- O ja pierdziele! Chcę wiedzieć, kiedy przyjeżdżacie! Musimy to oblać!
- No koniecznie! - Pisnęlam. - Dobra muszę kończyć, pakować się trzeba.
- Chyba po raz pierwszy raz w życiu słyszę cię aż tak zajaraną. - Usłyszałam jego śmiech.
- Serio? - Spytałam.
- No. Dobra ty się tam pakuj, do zobaczenia w Bełchatowie, mała.
- Nooo trzymaj się, brat. - Zaśmiałam się i rozłączyłam.

Zabrałam się za pakowanie naszych ubrań. Nie spodziewałam, że ich ilość mnie aż tak przerośnie. Cała garderoba wyglądała jak jedno wielkie pobojowisko. Gdy siedziałam w salonie i pakowałam dokumenty, a było już późne popołudnie usłyszałam trzask drzwi. Uniosłam głowę.

- Hej kochanie. - Powiedziałam.
- A idź pan w chuj. - Usłyszałam jego wiązankę. - Kurwa mać co tu się stało?! Anka! - Zaraz tu przybiegł szybciej niż Bolt.
- Nie krzycz tak, cała dzielnica cię słyszy.
- Jebie mnie to. Co tam kurwa jest?! - Wrzasnął.
- Matt ogarnij się! Przecież się wyprowadzamy, a jest bajzel w papierach więc to porządkuję!
- Robiąc większy syf?
- Matt uspokój się. - Powiedziałam stanowczo. - Do cholery jasnej, krzycz sobie na treningu, ale jesteś w domu, więc się na mnie nie wyżywaj! Jak chcesz ochłonąć to tam jest balkon.

W tym momencie, w jego oczach zauważyłam taki gniew, jakiego wcześniej nigdy nie widziałam. W pewnym momencie usłyszałam tylko świst. Siatkarz zamachnął się. Wtedy poczułam jego siłę na swojej twarzy. Aż się obróciłam. Na bezdechu spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Dopiero wtedy zbladł. Uświadomił sobie co zrobił.

- Ja pierdole Ania, przepraszam. - Jęknął i złapał się za głowę i ruszył w moją stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie. - Odsunęłam się automatycznie i z prędkością Forresta pobiegłam do łazienki i tam się zabarykadowałam i dałam upust wszystkim swoim emocjom.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Prolog

     Miałam według ludzi wymarzone życie. Nigdy mi niczego nie brakowało. Miałam praktycznie wszystko, czego chciałam. Studiowałam zaocznie, żeby mieć więcej czasu dla rodziny i chłopaka. Nie musiałam pracować. Mój brat był jednym z najlepszych przyjmujących na świecie. Chłopak grał w jednym z najlepszych klubów na świecie, jak nie najlepszym - Zenicie Kazań, w dodatku na pozycji przyjmującego, też jednego z najlepszych na tej pozycji, a w reprezentacji USA na pozycji atakującego.
       Poznałam gwiazdę reprezentacji USA w dość typowych dla mnie okolicznościach, a mianowicie podczas jednego z meczów swojego brata, czyli można było powiedzieć, że za sprawą swojego rodzeństwa poznałam "miłość swojego życia". Ludzie śmiało twierdzili, że wpadliśmy sobie w oko od pierwszego wejrzenia. Na początku zaczynało się niewinnie, Michał myślał, że to przelotny romans, ale związek mimo odległości, robił się coraz poważniejszy. Mój brat cieszył się, że Anderson tak uszczęśliwiał jego „oczko w głowie".
       Kulminacyjnym momentem naszego związku była przeprowadzka do Andersona. Myślałam, że związek niczym z komedii romantycznej, będzie jeszcze lepszy, a wydawało się, że lepszy być już nie mógł. Czułam się z nim jak w raju. Amerykanin gdyby mógł, uchyliłby mi nieba. Nie można było zaprzeczyć. Dbał o mnie najlepiej jak tylko potrafił. Tak mówił swoim znajomym i chwalił się tym w mediach społecznościowych.
        Pewnego dnia, gdy czekałam na swojego ukochanego do późnych godzin wieczornych, a ten wrócił pijany z jakiejś posiadówki u swojego kolegi z drużyny, zdarzyło się coś co w ogóle nie należało do scenariusza idealnego związku. Matthew zaczął mnie poniżać, obrażać, mówić, że mu niedobrze się robi, kiedy na mnie patrzy. Próbowałam zachować spokój, ale te słowa tak mnie zabolały, bo w końcu byliśmy ze sobą już długo, a ta podobna sytuacja nigdy nie miała miejsca. Mimo wszystko odprowadziłam swojego chłopaka do łóżka i pozwoliłam mu w spokoju zasnąć. Postanowiłam nie robić wielkiej burzy, jak wtedy myślałam, z jednorazowego występku i przemilczałam całą sytuację.
       Gdy wszystko wróciło do normy, a przynajmniej myślałam, że tak właśnie było, w dość drastyczny i okropny sposób zostałam sprowadzona na ziemię. I nie skończyło się to tylko na słowach. Wtedy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. Bo nie wyraziłam chęci odwiedzenia go na meczu. A dalej się przekonacie jak to się wszystko potoczyło... 



___________________________

Witam Was na moim nowym blogu! :) Postanowiłam stworzyć coś  o nieco odmiennej tematyce. Jak się domyślacie, o aktach przemocy. Mam nadzieję, że Wam się i ten blog spodoba i zostaniecie tu na dłużej! 
Do następnego! :)